środa, 29 sierpnia 2012

Na jeżyny! TU I TAM nr 26 w trzech odsłonach - creme caramel, crostini i galaretka.




Jeżyny.
Delikatne perły dojrzewające w sierpniowym słońcu.
Dzikie chowają się wśród bezdroży i lasów.
Kolcami bronią swych czarno-granatowych jagód.
Ogrodowe z wdziękiem wystawiają się ku światłu.
Dumnie prezentują kiście urodziwych owoców.
Docenione w naszych kuchniach - u Amber i u mnie.
Smakują solo i w duetach.
Jeżynowe piękności.

Zapraszamy!


Na jeżyny.
Wybrać się trzeba późnym latem, w towarzystwie starych przyjaciół. Koniec wakacji tuż, tuż. Za kilka dni wszystko zacznie się znów - to ostatnia prawdziwa włóczęga , pachnąca już wrześniem. (...)
Zawsze powracamy w to samo miejsce. Z roku na rok gęstnieją jeżynowe krzaki i coraz trudniej się w nie wedrzeć. Matowa zieleń liści, pędy i kolce w barwach osadu wina - to koloru papieru do obkładania zeszytów i szkolnych podręczników. (...) 


Najpyszniejsze będą jeżynowe lody, jeszcze dziś wieczorem - zamrożona słodycz, w której drzemią uśpione ostatnie promienie słońca, podszyte mrocznym chłodem. 
Jeżyny, czarne i błyszczące. Ale przy zbieraniu najlepiej smakują te, w których tkwi jeszcze kilka czerwonych paciorków - mają z lekka kwaskowaty smak. I tak, już po chwili, mamy dłonie w czarne plamy. Wycieramy je, na ile się da, w wypłowiałą trawę. 


Wracając rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Dzieciaki nagle poważnieją - trapi je niepokój, kto będzie je uczył w nadchodzącym roku. To jest przecież ich powrót, a jeżynowa ścieżka pachnie dla nich szkołą.  Łagodna droga troszkę faluje - znakomita droga, by sobie pogadać. Pomiędzy dwoma deszczykami ożywa światło, wciąż jeszcze gorące. 
Zebraliśmy jeżyny, zebraliśmy lato. 
Na małym zakręcie, tam gdzie rosną leszczyny, wkradamy się w jesień.  *

* Philippe Delerm, Na jeżyny - fragmenty 

A Wy chodzicie na jeżyny?
Sami czy z przyjaciółmi?
Myślicie wtedy o lecie czy Wasze myśli powoli, niepozornie, jak nitki babiego lata, dryfują już w stronę jesieni?


Lubię przełom sierpnia i września. 
To ciepłe, dojrzałe światło.
I łagodność z jaką układa się na łące szepczącej pierwszymi suchymi liśćmi.
I pazerność jeżynowych pnączy.


Pełzają zachłannie po ścianie domu, wplątują się między drewniane sztachety płotu. 
Każdego dnia ich królestwo dramatycznie się rozrasta. 
Zachłannie władają ogrodem. 
Jest w nich siła grubych pnączy i  zwinnych odrostów wślizgujących się w każdy przesmyk, dziurkę...


Obejmują dom splątanym uściskiem, z którego nawet nie próbuje się uwolnić.
Jest w tym coś niepokojącego. Ta jeżynowa ekspansja z ciemnym granatem owoców, które w każdej czarnej perle schowały najcieplejsze sierpniowe słońce.


Moja droga na jeżyny to zaledwie kilka kroków. 
Za mało na długą rozmowę, ale wystarczy by dać się oplątać myślami o wszystkim i o niczym. 
Myśli, jak jeżynowe pnącza, pełzają we wszystkich kierunkach. Wbijają się wstecz, do początku latu. Pną się ku górze, by dojrzeć choć rąbek tego, co dopiero ma przyjść. Obejmują tu i teraz - dojrzały smak lata zapisany jeżynowym atramentem.


Pierwsze zbiory wprost ze splątanych krzaków trafiają wprost do buzi.
Druga porcja obowiązkowo zawiruje w koktajlu. 
Trzecia popłynie kroplami jeżynowego soku. 
Cała reszta czeka na to, co przyjdzie mi do głowy.


A przyszła mi parę lat temu chęć na jeżynową galaretkę. Odtąd ma stałe miejsce wśród rozpamiętujących lato słoików. 
Komuś innemu przyszedł do głowy pomysł na jeżynowy creme caramel - uwierzcie mi - jeżyny stworzone są do tego deseru!


Nie wiem kto i kiedy podszepnął mi pomysł na tartę z kozim serem i jeżynami, ale chwała mu za to. Gdy więc zobaczyłam te crostini, wiedziałam już, że jeżynowe masło zamienię na jeżynową pastę z kozim serem - i chwała mi za to;) 


Nie mam pojęcia co Wam przychodzi teraz do głowy, ale jeśli jest to chęć na choć jedno z tych jeżynowych wcieleń, to uwierzcie mi - jesteście na drodze do jeżynowego raju!

Polecam Wam także pyszną galaretkę z jeżyn, którą pokazywałam tu (klik) chyba już dwa lata temu... Ależ ten czas pędzi!
Jeżynowy wpis dedykuję A. z krainy mirabelek - pamiętasz pytałaś mnie kiedyś o jeżyny i co z nich zrobić jeśli ma się ich dużo, za dużo. To moja druga odpowiedź:)


CROSTINI Z JEŻYNOWĄ PASTĄ Z KOZIM SEREM

opakowanie twarożku koziego
ok. 1/3 szklanki jeżyn - ilość zależy od wielkości jeżyn
szczypta pieprzu
szczypta soli
łyżeczka miodu
kilka jeżyn do ozdoby
bagietka
oliwa z oliwek
świeży tymianek


Jeżyny rozgnieść widelcem i wymieszać z kozim twarożkiem i miodem. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Bagietkę pokroić na cienkie kromki i przygotować grzanki. Skropić je oliwą z oliwek i posmarować pastę jeżynową. Na wierzch ułożyć kilka jeżyn i przybrać świeżym tymiankiem. Ja dodatkowo dodaję jeszcze odrobinę samego koziego twarożku.


GALARETKA Z JEŻYN

1 kg jeżyn
1 kg cukru
sok z 1-2 cytryn

Jeżyny wsypać do garnka. Gotować ugniatając przez ok. 15 minut. Dosypać cukier i wymieszać do rozpuszczenia. Gotować dalej przez kolejne 15-20 minut. Pod koniec dodać sok z cytryny - do smaku. Zdjąć z ognia i przecedzić przez gęste sito. Natychmiast przelewać do wyparzonych suchych słoików.
 
Słoik z jeżynową galaretką zdobi serwetka haftowana przez Amber - jeszcze raz dziękuję:)


JEŻYNOWY CREME CARAMEL 
/na 6 porcji/

Na karmel
125 ml wody
200 g cukru
Na masę
350 ml śmietany kremówki 30%
50 ml wody
150 ml zmiksowanych lub rozgniecionych widelcem jeżyn
 2 jajka
6 żółtek 
75 g cukru

Przygotować sześć ramekinów. Do rondelka z grubym dnem wsypać cukier i wodę, podgrzewać na średnim ogniu aż cukier się rozpuści i nabierze karmelowego koloru. Natychmiast zdjąć z ognia i przelać do ramekinów, obracając nimi tak, by gorący karmel osiadł na całym dnie naczynek. Trzeba to robić bardzo szybko i sprawnie, bo karmel szybko twardnieje. Jeśli nie uda Wam się za jednym razem, ustawcie ponownie rondel na małym ogniu, po chwili karmel znów stanie się płynny (nie trzymajcie jednak zbyt długo, bo równie szybko się przypala!). 


Śmietanę przelać do rondelka i podgrzewać na wolnym ogniu aż zacznie wrzeć. Tak samo zrobić z jeżynami, dodając do nich 50 ml wody. Zdjąć z ognia. W czasie, gdy śmietana i jeżyny lekko się studzą, w misce ubić delikatnie jajka i żółtka z cukrem, a następnie powoli wlać do nich śmietaną i jeżyny. Wymieszać, by całość się dobrze połączyła. Przelać przez gęste sitko, by oddzielić pestki. Tak przygotowaną masę przelać do ramekinów i ustawić je w żaroodpornym naczyniu wypełnionym wrzącą wodą do 3/4 wysokości foremek. Wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 150 stopni i  piec ok. 35 minut. Deser jest gotowy, kiedy włożony do środka czubek ostrego noża po wyjęciu jest czysty. Po wyjęciu z piekarnika krem całkowicie ostudzić, a następnie włożyć na kilka godzin (lub na całą noc do lodówki). Schłodzony krem przełożyć na talerze -  wyjmując z foremek można lekko okroić ostrym nożem wokół brzegów foremek i ostrożne wyłożyć na talerz - karmel spłynie i utworzy cudowny sos. 

* przepis na jezynowy creme caramel pochodzi z tej strony - klik ; inspiracją do pasty jeżynowej były grzanki z jeżynowym masłem podpatrzone na tej stronie - klik




Bardzo dziękuję za wyróżnienie Versatile Blogger Award otrzymane od Zytki, fuNi!ty, Olesi, beti, Joanny, Jelki, abcmojejkuchni, ellea, Mai Skorupskiej, crummble, Bryśce, Ewie , Aleex, Veggie, Marzenie, Agacie, Facetowi z nożem, Limonce i Gosi.  
 Wybaczcie, że nie będę kontynuować zabawy.
Uwielbiam setki blogów, wszystkie z nich są wyjątkowe i zasługują na wyróżnienie. 
Piszę o sobie nieustannie i mam wrażenie, że wszystko już o mnie wiecie, a to czego nie wiecie pewnie już zawsze zostanie moją tajemnicą, albo nie ...

wtorek, 21 sierpnia 2012

Inne czasy. Kres lata o smaku śliwek. Na słodko i na słono.




"Ja już nie przystaję do tego świata - mieszkam na wsi, a sąsiad ma pretensje, że psy szczekają po 22. Tego to ja już nie rozumiem. Niech pani popatrzy, co się stało ze światem: wszelki indywidualizm jest niepożądany. Dla mnie to jest tak sztuczny świat, tak nienormalny, że nie bardzo umiem się w nim poruszać. (...) Jestem ze świata, który umarł, ale mam nadzieję, że się odrodzi. Widzę, że jest potrzeba wracania do ludzkich spraw, ciepłych i normalnych, a nie do sztancy czy umundurowania." *
* Dorota Sumińska, fragment wywiadu, Wysokie Obcasy nr 24/679


Ja też nie przystaję do tego świata. Choć autorka tych słów mogłaby być moją mamą, a tamte czasy znam głównie z opowieści, wiem, że są bardziej moje niż te, obecne. 
Siedzę tak sobie pod śliwą, stareńką, której korzenie sięgają głębiej niż pamięć paru pokoleń, zajadam śliwki z błogością, delektuję się smakiem, który nic się nie zmienił. 


Teraz, u schyłku lata, smakują najlepiej. Jak zawsze. Miodowa słodycz owinięta wokół pestek, które co chwila lądują w trawie. 
Kres lata ma smak śliwek.  
Szkoda, że niedługo się skończy, że dobrych chwil nie można tak po prostu zatrzymać.


Szkoda, że te czasy tak bardzo różnią się od tamtych, gdy Babcia zabierała mnie do sklepu, w którym honorowe miejsce na ladzie zajmowała piękna, duża kasa. Kierownik sklepu zabawiając Babcię rozmową wstukiwał ceny z wdziękiem pianisty. Muzyka klawiszy, dźwięk dzwonka otwierającego kasetkę pozostał już tylko dalekim echem pamięci.  


Dziś zamiast muzyki kłótnia z silikonową sprzedawczynią, która odmawia sprzedaży wymarzonej filiżanki, bo odkleił się z niej kod kreskowy... 
Kod kreskowy. Pan i władca wszechświata. 


Czytam książkę o podróży w czasie i daję się ponieść marzeniu o czasach, gdy nie byliśmy zakładnikami szeregów cyfr. Wolni od numerów, które określają naszą tożsamość i czyhają, by zawładnąć duszą.   Chcąc czy nie staliśmy się czarnymi kreskami, częścią rozpętanej spirali niekończących się liczb. Trzeba się trzymać, by nie wypaść, inaczej przestaniemy istnieć...


A śliwki?! Właśnie. Nawet ich czasy zmieniły się nie do poznania, choć smak pozostał w większości ten sam.  
" Zbierać śliwki w dzień pogodny, obcinając je nożyczkami z drzewa ostrożnie, żeby barwy nie zetrzeć. "


Sięgam do Kucharza Warszawskiego z 1914 roku. To mój bilet do przeszłości. Wystarczy kilka zdań, by przenieść się w czasie do krainy, z której tak niewiele zostało. Smakuję słodycz śliwek i słowa, zdania, których magia i wyjątkowość niezmiennie mnie zachwyca.  Jest w nich miłość i szacunek do każdego owocu, warzywa, ziarna, troska o zapasy, ciepło domu.  Mądrość, prawdziwa, o którą dziś coraz trudniej...


"Damascenki lub węgierki otrzeć z wilgoci i barwy, obrać z pestek, ułożyć w garnki i w nich na noc, po wyjęciu chleba wstawić w piec." 
Zobaczcie, domowy chleb wypiekany był niemal codziennie, nie był niczym niezwykłym, choć darzony należnym szacunkiem. Oczywiste było, że wypiekano go w domu, a ciepło pieca służyło potem innym celom. Cóż to za czasy teraz nastały, że domowy chleb stał się atrakcją, choć dobrze, że coraz więcej z nas go piecze. 


"Innym sposobem można przechować śliwki, wiążąc po dwie za ogonki i zawieszać na sznurku rozciągniętym w piwnicy". 
Zamykam oczy, by zobaczyć sznury śliwek - piękny to widok. Szkoda, że jest jedynie widokówką z przeszłości. 


Tymczasem zajadam śliwki rozkoszując się ich słodkim, lepiącym palce, miodowym smakiem. Chcę się najeść do syta zanim przyjdzie mi na nie czekać kolejny rok. Kolejny rok pełen uników, by nie dać się wciągnąć i nie zostać kolejną czarną kreską wielkiego bezosobowego kodu. 


Na tacach i półmiskach rozsypuję śliwki. Te nasze i te podarowane. Każda inna, każda słodka, pyszna, wyjątkowa. Piekę tarty, małe, indywidualne - dla każdego. Indywidualizm ponad wszystko.  Układam śliwki na pysznym posłaniu z orzechowego kremu frangipane
To będzie ich wersja na słodko. 


Na słono skarmelizuję je z octem balsamicznym i ułożę na kremowym twarożku z koziego sera, dodam rozmaryn i śliwkowy chutney jeszcze z zeszłorocznych zapasów. Teraz pora na werdykt. 
Każda pyszna, każda inna. 
Remis, jednogłośnie. Słodko-słono, śliwkowo, pysznie. 
A która dla Was?

TARTA Z KARMELIZOWANYMI ŚLIWKAMI, KOZIM SEREM I ROZMARYNEM

Na spód
1 filiżanka mąki
1/2 łyżeczki soli
8 łyżek masła
1/4 filiżanki zimnej wody

Wszystkie składniki przełożyć do miski i zagnieść na gładkie, elastyczne ciasto. Wstawić do lodówki na minimum 1 godzinę, a najlepiej na całą noc. 
Schłodzone ciasto rozwałkować cienko i wyłożyć nimi natłuszczoną wcześniej lub wyłożoną papierem do pieczenia formę na tartę - u mnie były to mini-formy na jednoosobowe tartaletki. Wstawić do piekarnika rozgrzanego do temperatury 180 stopni na ok. 10-15 minut lub do momentu aż upieką się na złoty kolor. 
Przestudzić, wyjąć z formy i wypełnić nadzieniem. 


Na nadzienie
soczyste, dojrzałe śliwki - ilość zależy od rodzaju śliwek i ich wielkości
szczypta soli
1 łyżka masła
1 łyżka cukru
1 łyżka miodu
1 łyżka octu balsamicznego
1 łyżka świeżego rozmarynu 
1 opakowanie twarożku koziego

Na patelni rozgrzać masło i wrzucić na nie połówki śliwek, gdy zaczną lekko mięknąć dodać cukier i ocet balsamiczny i trzymać tak na małym ogniu przez ok. 2-3 minuty. Na koniec dodać miód i zdjąć z ognia. Lekko przestudzić i posolić. 
Upieczoną wcześniej tartę wyłożyć kozim twarożkiem i ułożyć na nim kawałki skarmelizowanych śliwek. Polać z wierzchu resztą sosu, jaki pozostał na patelni. Można dodatkowo udekorować chutneyem śliwkowym (przepis tu - klik). Na koniec posypać z wierzchu rozmarynem. 
 *inspiracją był przepis znaleziony tu - klik


TARTA ŚLIWKOWA Z ORZECHOWYM KREMEM FRANGIPANE

Na orzechowy spód

190 g mąki
50 mielonych orzechów
15 g cukru
100 g zimnego masła
1 żółtko
szczypta soli
1-2 łyżki zimnej wody

Wszystkie składniki przełożyć do miski i zagnieść gładkie, elastyczne ciasto. Wstawić do lodówki na minimum 1 godzinę, a najlepiej na całą noc. 
Schłodzone ciasto rozwałkować cienko i wyłożyć nimi natłuszczoną wcześniej lub wyłożoną papierem do pieczenia formę na tartę - u mnie były to mini-formy na jednoosobowe tartaletki. Wstawić do piekarnika rozgrzanego do temperatury 180 stopni na ok. 5-7 minut i delikatne podpiec.Wyjąc z piekarnika i wypełnić nadzieniem. 


ORZECHOWY KREM FRANGIPANE
100 g mielonych orzechów
50 g brązowego cukru (użyłam muscovado)
70 g masła w temperaturze pokojowej
1 jajko
1/2 laski wanilii
15 g mąki
śliwki - ilość wg uznania
siekane pistacje

Wszystkie składniki kremu, z wyjątkiem śliwek i pistacji przełożyć do blendera i zmiksować na gładką masę. Wypełnić nią podpieczony wcześniej spód tart, na wierzchu rozłożyć kawałki śliwek. Wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni i piec ok. 30-35 minut, do momentu aż krem wyrośnie i zrumieni się. Pod koniec pieczenie posypać z wierzchu siekanymi pistacjami. 

* przepis znaleziony na tej stronie - klik. 

Z przyjemnością dołączam oba przepisy do śliwkowej akcji Rogalika :)

 Logo Akcji Śliwka 2012

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Przechytrzyć czas, z Małgosią. Lody z karmelizowanych papierówek.

"Czas wydaje się być prostym narzędziem do mierzenia drobnych zmian, szkolną linijką z uproszczoną podziałką - to zaledwie trzy punkty: było, jest i będzie." 
Olga Tokarczuk, BIEGUNI


Jeśli życie jest podróżą, to każdy dzień staje się kolejnym jej etapem. 
Jeśli każdego dnia posuwamy się do przodu, tracimy po kawałku z przeszłości,
tej trasy, którą już pokonaliśmy.


Droga podróży rozwija się przed nami jak tasiemka.
Nocą, gdy sen pod powiekami snuje kolejną opowieść, czas odcina kawałek tasiemki.
Niewidzialny krawiec.
Nigdy nie bierze urlopu.


Iluż to śmiałków próbowało go oszukać!
Ile naiwnych wierzyło miksturom, które miały go przepędzić!
Nadaremnie.
Jest bezlitosny.
Wymyka się i ucieka.


Przyspiesza dokładnie wtedy, gdy chcemy by stanął w miejscu.
Wlecze się ociężale w chwilach, które chcielibyśmy jak najszybciej odesłać do przeszłości.
Złośliwy? A może obojętny?
Surowy, nieczuły władca.


Jedynie od święta łaskawy. Rozdaje nam wówczas chwile, momenty, ułamki sekundy złudzenia, że to my nad nim panujemy, że go przechytrzyliśmy.
Wyprzedzili.
Zatrzymali.
Na jednej z setek fotografii.
W zasuszonym klonowym liściu włożonym między karty jakiegoś albumu.


Zdaje nam się, że go zaplączemy w siatce słów prowadzonego od lat pamiętnika i że już tak pozostanie, niezmieniony, jak dobrze zachowany muzealny eksponat. 
Dopiero później dotrze do nas, że oddajemy go jedynie w posiadanie pamięci, a ona blaknie w takim samym tempie, w jakim czas posuwa się naprzód.


Myślę, że już dość dawno temu zrozumiałam, że nie będę walczyć z czasem, że mu się poddam. Co nie znaczy, że jestem mu absolutnie uległa. 
Nie dam się jednak wciągnąć w desperackie szeregi chwytających za skalpel po to, by podciągnąć podbródek i schować za uszami kolejną dekadę.


Bliżej mi do przemytnika (nie bez powodu - klik). Takiego, który upycha w kieszeniach skarby z przeszłości z nadzieją, że uda się je ocalić przed bezlitosnym krawcem i przemycić przez granicę między Jest i Będzie. 
Czy to się udaje? Trudno powiedzieć.
Wszystko zależy od skarbu, jaki przemycam.


Najtrudniej jest z tymi chwilami szczęścia, gdy zdaje nam się, że osiągnęliśmy cel, że lepiej już być nie może i najlepiej, gdyby świat po prostu zatrzymał się w tym miejscu. Z takich chwil pozostają jedynie ciepłe wspomnienia zbierane do pudełka pamięci, jak pocztówki z wakacji.


Znacznie łatwiej przychodzi mi zatrzymać chwile przesiąknięte smakiem, naznaczone rozkoszą jedzenia, jego smakiem, aromatem, zapachem. 
Nie da się przecież zatrzymać dla siebie całego uroku i piękna lata, można jednak wycisnąć z niego esencję, soki, to co najlepsze i ukryć skrzętnie w słoiczkach, jak cudowne mikstury albo zamrozić, by dotrwały do chwil, gdy lato znów będzie jedynie wspomnieniem.


Papierówki. Tak ich dużo, a jednak wciąż za mało, właściwie już się kończą. A zdaje mi się, że dopiero co zerwałam pierwszą kwaśną i zjadłam łapczywie pod drzewem. 
Kompot (klik) i galaretka (klik) ukryte w przepastnym sejfie spiżarni nie wystarczą. 
Chcę więcej. Inaczej. Lody?! Tak!


Gęste, kremowe, z dużymi kawałkami karmelizowanych papierówek, nutą cynamonu i dzikiej mięty, której bujne krzaki wyrosły tuż obok jabłoni. 
Kawałek łąki w gałce loda.
Smak sierpnia ukryty w zamrażalce.
Uśmiecham się triumfalnie - tym razem 1:0 dla mnie. 
Choć czas, niewzruszony, i tak pędzi dalej.


Lody kręciłam w duecie z Małgosią (klik). Myślę, że jeśli chodzi o naszą znajomość, czas nam sprzyja. Im dłużej się znamy, tym bardziej mnie ciekawi. Z każdym jej długim listem czuję, że coraz bardziej się zbliżamy, choć w rzeczy samej świadczą one o tym, jak bardzo jesteśmy odmienne. Jednak, gdyby było inaczej, pewnie nigdy nie upiekłybyśmy razem makaroników (klik), nie ukręciły lodów ani nie miały ochoty na kolejne spotkanie.
Kiedy? 
O tym zdecyduje Czas...


LODY Z KARMELIZOWANYCH PAPIERÓWEK Z NUTĄ DZIKIEJ MIĘTY I CYNAMONU

250 g śmietany kremówki
250 g mleczka kondensowanego słodzonego 
3 duże papierówki 
garść listków świeżej mięty
1/2 łyżeczki cynamonu
2-3 łyżki cukru
1 łyżka masła  

Papierówki obrać ze skórki. Pokroić na cieniutkie plasterki. Na patelni rozgrzać masło i przełożyć do niej jabłka. Zasypać cukrem i karmelizować do momentu aż staną się ciemno-bursztynowe. Pod sam koniec dosypać cynamon. 
W czasie, gdy papierówki się karmelizują do rondelka z grubym dnem przelać kremówkę i wrzucić do niej listki mięty. Wstawić na średni ogień i trzymać tak do momentu aż zacznie delikatnie wrzeć. Zdjąć z ognia i dokładnie ostudzić, a następnie odcedzić z liści delikatne je wyciskając na sitku, aby wydobyć jak najwięcej aromatu.
Do przestudzonej kremówki wlać mleczko kondensowane i delikatnie ubić, aby dokładnie się połączyły.


Do blendera przełożyć 2/3 karmelizowanych jabłek i zmiksować, a następnie wmieszać do masy na lody. Resztę jabłek odłożyć na później.
Masę przelać do maszynki na lody i postępować dalej zgodnie ze wskazówkami producenta. 
Gotowe lody przełożyć do pojemnika i ułożyć na wierzchu kawałki pozostałych papierówek. Nakryć i włożyć do zamrażalki lub zjadać od razu.

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails